poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Rozkosze Emmy


Jestem dzieckiem miasta. Nawet nie jeździłam na wieś do babci, bo babcia mieszkała w mieście. Brzydzę się kur, nie rozumiem, jak można zapach świń uznawać za piękny, kicham na łąkach i nie przepadam za mlekiem prosto od krowy. Już taki ze mnie mieszczuch. Nie chwalę się tym, bo wiem, że przez mój brak obcowania ze wsią, wiele straciłam. Przede wszystkim wspomnienia o bieganiu boso po błocie, o dźwięku traktora, który wyrywałby mnie ze snu, o rzeczywistości, w której trzeba wstać świtkiem, nakarmić świnie, wyprowadzić i wydoić krowy. Nie mam tych wspomnień. Ale za to mam wyobrażenia. Tylko, że moje wyobrażenia są bardzo czyste. Tymczasem wieś czysta nie jest. Wiem, bo widziałam na filmach. Bardzo to naiwne, wiem. Nic mi jednak innego nie pozostało, jak ta naiwność właśnie. Pocieszam się tym, że chociaż miałam okazję bywać dwa, trzy razy w ciągu swoich lat szczenięcych, na wsi u dalekich ciotek, kuzynów rodziców, rodzeństwa dziadków. I dzięki tym bardzo dalekim i rzadko odwiedzanym krewnym, nie byłam dzieckiem, które krowy oglądało z okiem samochodu niczym amerykański turysta zwiedzający piękną Europę, i które kozy widziało w miejskim zoo. A i jeszcze nie byłam nastolatką, która świnie oglądała na okładce „Folwarku zwierzęcego”. Wiem, jak wieś wygląda z bliska. Tylko nie mam związanych z nią wspomnień. A szkoda, naprawdę szkoda.

Ostatnio przeczytałam…
… „Rozkosze Emmy” Claudii Schreiber. Choć, jak sugeruje tytuł, to Emma jest główną bohaterką książki, to w hierarchii nie ustępuje jej Max, było nie było, perpetuum mobile całej opisanej historii. Zacznę jednak od Emmy.
Emma jest właścicielką gospodarstwa gdzieś w Niemczech. Źli ludzie z bezdusznych urzędów chcą jej odebrać cały jej dobytek, bo Emma zalega z opłatami. Nie przejmuje się tym – grozi, że jeśli ktoś po nią przyjdzie, zaszlachtuje delikwenta. Zrobi z nim dokładnie to, co robi ze swoimi świniami, gdy przyjdzie na nie czas. Emma kocha naturę i żyje z nią w zgodzie. Kocha swoje świnie, rozmawia z nimi, głaszcze je, przytula. A świnie mają do niej zaufanie, traktują jak swoją opiekunkę i przywódczynię. Emma żyje tak, jak one – w chlewie. Nie dosłownie oczywiście. Jej dom jest brudny. Co spadło, tam leży. Co zdechło, tam zostało. Smród i brud. Ale wszechogarniające Emmę szczęście mimo wszystko wychodzi z każdego zakamarka. Emma nie ma tylko dwóch rzeczy – pieniędzy i mężczyzny. Co prawda kręci się obok niej policjant, ale ona traktuje go jak przyjaciela. Poza tym on ma zbyt małego penisa. Ba, prawie nie ma go wcale. A to Emmie bardzo przeszkadza. Swoje potrzeby seksualne zaspokaja w innym sposób. Ze starego motoru uczyniła gigantyczny wibrator. Jeździ na nim w tą i z powrotem po wyasfaltowanej własnoręcznie, i nielegalnie oczywiście, drodze, i przeżywa orgazm za orgazmem.  Tak wygląda codzienność Emmy.
Maxa codzienność wygląda zupełnie inaczej. Bo Max, w przeciwieństwie do Emmy, jest trochę mniej szczęśliwy. Ma ułożone, spokojne i przewidywalne życie. Codziennie sprząta swoje mieszkanie, które odziedziczył po rodzicach (od ich śmierci, dodam, że nie takiej sprzed kilku miesięcy, ale sprzed kilkunastu lat, nic nie zmienił). Codziennie chodzi do pracy. Pracuje u Hansa, swojego przyjaciela, jeszcze z czasów szkolnych. Jest księgowym na jego giełdzie samochodowej. Nie wszystkie interesy Hansa są legalne, ale Max jest oddanym przyjacielem. Tak samo jak Hans zresztą. Pewnego razu w życie Maxa wkracza rak. Niepokonany, niestety. A może i „stety”? Dzięki chorobie, tak właśnie dzięki niej, a nie z jej powodu, Max zaczyna robić rzeczy do tej pory dla siebie nietypowe. Kradnie pieniądze, kradnie samochód i udaje się do Meksyku, bo tam spędził najszczęśliwsze chwile w życiu. Zamiast do Meksyku, trafia na farmę do Emmy. Farma Emmy staje się Meksykiem jego życia.
Książka Claudii Schreiber zaskakuje tak głęboką dosłownością i bezpośredniością, że czasami nie wiadomo, czy autorka przypadkiem nie żartuje sobie z czytelnika. Fakt, cała powieść jest utrzymana w bardzo komediowym tonie. Już sama rzeczywistość, w której funkcjonują Emma i Max, sprawia, że jest zabawnie. Jednak uczucie dezorientacji istnieje. Bo z jednej strony szczęśliwa Emma śpi ze szczęśliwymi świniami, ułożony Max jest szczęśliwym pedantem, ale z drugiej Emma wspomina sadystycznego dziadka, a Max nigdy nie był związany z żadną kobietą. Przypadkowe spotkanie odmienia ich życie. Stworzą swój własny, wspólny, ale jeszcze bardziej pokręcony świat.
Historia Maxa i Emmy jest chyba jedną z najsmutniejszych, o jakich czytałam. Bo pod żartobliwym tonem opowieści, abstrakcyjnym zachowaniem i pojmowaniem świata ich obojga, kryją się samotność i smutek. Najbardziej wstrząsające są wspomnienia Emmy o dzieciństwie. Wieś nie jest w nich piękna, wieś jest okrutna, nawet od kilkuletnich dziewczynek wymaga walki o… jedzenie. A mimo to Emma przetrwała i wprowadziła własne zasady życia na wsi. Te właśnie zasady, pełne miłości i harmonii i zrozumienia natury (świń przede wszystkim), sprawiają, że Emma spełnia swoje marzenie o bogactwie. Pozytywne i nieco zaskakujące zakończenie historii, pokazuje, że życie tych dwóch osobliwych bardzo postaci, ma, a w przypadku Maxa –  miało, sens. Oryginalnie opowiedziana miłość, przyjaźń, wiara w dobro. Może tematyka nieco banalna, ale przez ramy, w jakie została ujęta, godna polecenia, zapamiętania, a nawet powrócenia.

Tytuł: Rozkosze Emmy
Autor: Claudia Schreiber
Data wydania: 2010
Stron: 208




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz