Kiedyś postanowiłam, że zostanę
mitomanką. Taka nastoletnia fanaberia. Dzięki temu nauczyłam się kłamać. I choć
uznałam, że mitomania mi przeszła, to na poczekaniu potrafię wymyślać drobne
lub mniej drobne kłamstewka. Bo co złego jest w mówieniu nieprawdy? Przecież to
rozwija wyobraźnię, sprawia, że człowiek staje się bardziej kreatywny. Dlatego
największymi kłamcami są pisarze. Opowiadają o czymś (przynajmniej ogromna ich
większość) o czymś, co się nigdy nie zdarzyło, o ludziach, którzy nigdy nie
istnieli. Patrząc z tej perspektywy nie można powiedzieć, że kłamstwa są złe.
Gdyby nie one, nigdy nie dowiedzielibyśmy się, kim jest Llosa, Mann, Christie,
Musierowicz, Miłoszewski. A co gorsza, nie poznalibyśmy Litumy, Madame
Chauchat, Poiriota, Borejków, Szackiego. Prawda nie zawsze jest piękna.
Książki, w znakomitej większości, owszem.
Ostatnio przeczytałam…
„Papierową dziewczynę” Guillaume
Musso. Tom Boyd jest pisarzem. Wziętym, pożądanym, bogatym, twórcą
bestsellerów. Wszyscy go kochają. Nawet jego narzeczona, Aurora Valancourt. Z
tą ostatnią jest jednak problem, bo w jej przypadku należałoby użyć czasu
przeszłego. Aurora Toma kochała, on nadal ją ubóstwia. Wraz z odejściem Aurory,
odeszło natchnienie, odszedł talent i pomysły na dalsze części powieści Toma. Bo
Tom to pisarz nie byle jaki. To pomysłodawca i twórca Trylogii Anielskiej. Do
tej pory powstały jedynie dwie książki, na trzecią czeka cały świat, ale
doczekać się nie może, bo Tom w poszukiwaniu sposobu na nakłonienie Aurory do
powrotu, znalazł się na samym dnie. A to bardzo daleko od życia na odpowiednim
poziomie. Na dnie są narkotyki, jest alkohol, depresja, samotność. Jedyne,
czego nie ma to natchnienie. Na szczęście Tom, jak to pisarze, którzy znaleźli
się na dnie, ma wiernych przyjaciół. Oczywiście z dzieciństwa, bo później
przyszła sława, a wraz z nią, fałsz. Carole, policjantka i Milo, manager Toma
to jedna z wielu zalet książki Musso. Jest jeszcze sprawczyni całego
zamieszania, które się wydarzy. To Billie Donelly – bohaterka trylogii, która
wypadła z niedokończonej powieści. Pobrzmiewa fantastyką? I dobrze!
Nie rozgryzłam Musso. Jego
kłamstwa są inne od tych, które tworzą inni pisarze. Elementy fantastyki, które
Musso wplata w swoje powieści, wprawiają mnie zawsze w zdumienie. Oprócz tego,
że ciekawi mnie ciąg wydarzeń, ciekawi mnie również to, jak Musso wytłumaczy
chociażby to „wypadnięcie z kart powieści”.
Każdy powinien znaleźć się kiedyś
na życiowym zakręcie. Z dwóch powodów. Po pierwsze, żeby docenić swoje życie.
Po drugie, żeby zmienić w nim to, co jest do zmiany. Tom właśnie do tego
wykorzysta swoje załamanie po porzuceniu przez Aurorę i spotkanie z Billie.
„Papierowa dziewczyna”
przedstawia historię bardzo poważną, ale robi to w taki sposób, że czytelnik
nie boi się o przyszłość bohaterów. Uwielbiam język Musso – nieco naiwny,
często sprawia wrażenie niedopracowanego, jakby autor spieszył się gdzieś, a w
biegu zapisał kilka słów.
Ale po kolei.
Bohaterowie.
Niesamowici, szaleni,
ukształtowani przez jedno z najlepszych francuskich piór (klawiatur?).
Uwielbiam szczególnie przyjaciół Toma – Carole i Mila. To para, na jakie lubię patrzeć – dogryzają
sobie, kłócą się, ale jednocześnie się wspierają. Na początku nie są parą w
pełnym znaczeniu tego słowa. Dopiero w miarę rozwoju powieści odkrywają swoje
uczucie.
Podróż.
Tom, razem z Billie, podróżują po
całych Stanach. Podróżuje również ostatni egzemplarz z wadliwego nakładu
Trylogii Anielskiej. Książka wpada w ręce różnych osób, a dla Musso to okazja
(dodam, że świetnie wykorzystana) do wplecenia w powieść epizodów i osób, które
dla historii nie są istotne, ale dla czytelnika są wisienką na torcie, jaką
jest cała powieść.
Fantazja.
Powinnam napisać fantastyka,
ewentualnie elementy fantastyki, ale fantazja oddaje swego rodzaju całość. No
bo jak nazwać to, że pisarz spotyka stworzoną przez siebie postać? Poza tym
fantazją chcę też nazywać w tym przypadku rysunki, które znajdują się w
powieści i sam jej początek – fragmenty artykułów z różnych gazet, z których de
facto czytelnik dowiaduje się, co doprowadziło Toma do tego, że postanowił
odwiedzić dno.
To wszystko – prędkość historii,
język, sympatyczni bohaterowie, sprawia, że książkę czyta się w takim tempie, w
jakim żyją postaci stworzone przez Musso. Na początku czytelnik może się czuć
zagubiony. Ja również takim zagubionym czytelnikiem byłam. Zasiadam do czytania
powieści obyczajowej, a nagle dowiaduję się, że główny bohater poznaje kogoś,
kogo sam stworzył. Ma przywidzenia, cierpi na jakieś choroby psychiczne? Nic z
tych rzeczy. To prawdziwa magia…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz