poniedziałek, 24 września 2012

Raj od kuchni

Kiedyś miałam plan, że na studiach wyjadę na całe trzy miesiące, będę pracować jako kelnerka i przeżyję przygodę. Moim celem miał być ciepły kraj, najlepiej słoneczny. Do tego wszystkiego planowałam wakacyjny romans. Zawsze kończyło się jednak na pracy w biurze, w mieście, w którym mieszkam i w którym studiowałam. Trochę żałuję, że tego marzenia, może nieco naiwnego i dziecinnego, nie zrealizowałam. Nie dla romansu, opalenizny i dodatkowych pieniędzy. Dla samych wspomnień. 


Ostatnio przeczytałam… 

„Raj od kuchni” Mirosławy Karety. To książka o dwóch przyjaciółkach, Sylwii i Kasi, które po maturze, zdecydowały się na długą przygodę na Sardynii. Jasnowłose i ładne Polki z założenia miały wzbudzać zainteresowanie w słonecznych Włoszech. I tak faktycznie było. Romanse – murowane. Jednak przede wszystkim obydwie przyjechały do pracy. Sylwia znajduje pracę w tytułowym „Raju”, czyli jednej z licznych włoskich restauracji. Kaśka opiekuje się starszą panią. Nietrudno zgadnąć która z nich będzie milej spędzać czas. Kaśka, zgodnie z planem, po wakacjach wróci do Polski. Sylwia nie dostanie się na studia i postanowi zostać. Chyba nie zdradziłam zbyt dużo…
Kiedy byłam młodsza uwielbiałam książki dla nastolatek. W końcu sama nią byłam. Lubiłam wyobrażać sobie jak bohaterka spaceruje w świetle księżyca z ukochanym, jak przeżywa swój pierwszy pocałunek, jak najważniejszą dla niej rzeczą jest sekretne spotkanie ze szkolną gwiazdą koszykówki. Największym problemem była zbliżająca się klasówka, szlaban i kończące się kieszonkowe. Miło było o tym czytać. Mając w pamięci tamte uczucia, z ochotą zabrałam się do czytania książki dla nieco młodszych niż ja obecnie, czytelniczek. Sądziłam, że wszystko powróci. Niestety, nie wzięłam pod uwagę, że wraz z wiekiem, pojawia się doświadczenie życiowe. Och, jak bardzo górnolotnie to brzmi. Ale to prawda. Zawsze za główną funkcję książek dla młodzieży uważałam swego rodzaju może nie naukę, bo dla nastolatka to straszne słowo, ale pewien ciekawy wzorzec, który raz pokazywał jak coś robić, a innym razem, jak absolutnie czegoś nie robić. W gruncie rzeczy taka trochę funkcja edukacyjna. Patrząc przez pryzmat tych moich wydumanych mądrości, „Raj od kuchni” faktycznie, taki trochę jest. Niby przygoda, szaleństwo, miłość, ale jest też nauka odpowiedzialności, pokazanie różnych życiowych scenariuszy i uświadomienie młodym czytelnikom, że nie każdy musi podążać według utartego schematu. Czasem zdarzają się potyczki, nieprzewidziane sytuacje, które potrafią albo zmusić nas do obrania innego kursu, albo po prostu przewracają życie do góry nogami. Wracając do głównej myśli o doświadczeniu życiowym – ja już to wszystko wiem. Co nie znaczy, że źle zrobiłam przypominając sobie o tym.
Podoba mi się, w jaki sposób autorka tworzy postacie – szczególnie Sylwię i Kaśkę. Są bardzo różne – jedna jest spokojna, wyważona, odpowiedzialna. Druga – nieco roztrzepana, szalona, nieco infantylna. Czytelniczka może zdecydować którą z nich bardziej lubi, z którą bardziej się utożsamia. Ja miałam wrażenie, że Mirosława Kareta życzy sobie, żeby to Sylwia była na pierwszym miejscu. Więcej jest w książce Sylwii niż Kaśki.
Książka miło mnie zaskoczyła. Sądzę, że w czasach, kiedy królują „Pamiętniki Wampirów”, serie „Zmierzch” i „Monster High”, ciężko jest się przebić z historią, w której występują ludzie z krwi i kości, którzy nie są wampirami, zombie czy wilkołakami. Współczesna szkoła, życie rodzinne, relacje z przyjaciółmi, stały się zbyt nudne, żeby o nich pisać. Tak mi się przynajmniej wydaje. I owszem, przyznaję, że ja też wychowałam się na Harrym Potterze i przeczytałam serię o lśniących, bladych wampirach i temperamentnych wilkołakach. Jednak w moich wspomnieniach są również „Zapałka na zakręcie”, „Inna”, „Ten obcy”, „Siedemnastolatek”, ba! Nawet „Sposób na Alcybiadesa”. Nie wiem, czy teraz dzieciaki, przepraszam – młodzież, znajduje również czas na tego typu lekturę. Dlatego trzymam kciuki za Mirosławę Karetę i jej „Raj od kuchni”. Książkę przyjemną, odprężającą, realistyczną i bardzo prawdziwą. Polecam ją szczególnie tym młodszym ode mnie. Nie dlatego, że historia nie spodoba się tym starszym (bo, nie ma co ukrywać – Sylwia i Kaśka żyją w całkiem dorosłym świecie, ale dorosłego podejścia do świata dopiero się uczą), tylko dlatego, że czytanie jej nie sprawi im takiej przyjemności, jaką sprawiłoby sięgnięcie po np. kryminał Agathy Christie ;)


Tytuł: Raj od kuchni
Autor: Mirosława Kareta
Data wydania: 2012
Stron: 286

Książkę otrzymałam od serwisu

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz