Kiedyś miałam plan, że na studiach wyjadę na całe trzy miesiące, będę
pracować jako kelnerka i przeżyję przygodę. Moim celem miał być ciepły kraj,
najlepiej słoneczny. Do tego wszystkiego planowałam wakacyjny romans. Zawsze
kończyło się jednak na pracy w biurze, w mieście, w którym mieszkam i w którym
studiowałam. Trochę żałuję, że tego marzenia, może nieco naiwnego i
dziecinnego, nie zrealizowałam. Nie dla romansu, opalenizny i dodatkowych
pieniędzy. Dla samych wspomnień.
Ostatnio przeczytałam…
„Raj od kuchni” Mirosławy Karety.
To książka o dwóch przyjaciółkach, Sylwii i Kasi, które po maturze, zdecydowały
się na długą przygodę na Sardynii. Jasnowłose i ładne Polki z założenia miały
wzbudzać zainteresowanie w słonecznych Włoszech. I tak faktycznie było. Romanse
– murowane. Jednak przede wszystkim obydwie przyjechały do pracy. Sylwia
znajduje pracę w tytułowym „Raju”, czyli jednej z licznych włoskich
restauracji. Kaśka opiekuje się starszą panią. Nietrudno zgadnąć która z nich
będzie milej spędzać czas. Kaśka, zgodnie z planem, po wakacjach wróci do
Polski. Sylwia nie dostanie się na studia i postanowi zostać. Chyba nie
zdradziłam zbyt dużo…
Kiedy byłam młodsza uwielbiałam
książki dla nastolatek. W końcu sama nią byłam. Lubiłam wyobrażać sobie jak
bohaterka spaceruje w świetle księżyca z ukochanym, jak przeżywa swój pierwszy
pocałunek, jak najważniejszą dla niej rzeczą jest sekretne spotkanie ze szkolną
gwiazdą koszykówki. Największym problemem była zbliżająca się klasówka, szlaban
i kończące się kieszonkowe. Miło było o tym czytać. Mając w pamięci tamte
uczucia, z ochotą zabrałam się do czytania książki dla nieco młodszych niż ja
obecnie, czytelniczek. Sądziłam, że wszystko powróci. Niestety, nie wzięłam pod
uwagę, że wraz z wiekiem, pojawia się doświadczenie życiowe. Och, jak bardzo
górnolotnie to brzmi. Ale to prawda. Zawsze za główną funkcję książek dla
młodzieży uważałam swego rodzaju może nie naukę, bo dla nastolatka to straszne
słowo, ale pewien ciekawy wzorzec, który raz pokazywał jak coś robić, a innym
razem, jak absolutnie czegoś nie robić. W gruncie rzeczy taka trochę funkcja
edukacyjna. Patrząc przez pryzmat tych moich wydumanych mądrości, „Raj od
kuchni” faktycznie, taki trochę jest. Niby przygoda, szaleństwo, miłość, ale
jest też nauka odpowiedzialności, pokazanie różnych życiowych scenariuszy i
uświadomienie młodym czytelnikom, że nie każdy musi podążać według utartego
schematu. Czasem zdarzają się potyczki, nieprzewidziane sytuacje, które
potrafią albo zmusić nas do obrania innego kursu, albo po prostu przewracają
życie do góry nogami. Wracając do głównej myśli o doświadczeniu życiowym – ja
już to wszystko wiem. Co nie znaczy, że źle zrobiłam przypominając sobie o tym.
Podoba mi się, w jaki sposób
autorka tworzy postacie – szczególnie Sylwię i Kaśkę. Są bardzo różne – jedna
jest spokojna, wyważona, odpowiedzialna. Druga – nieco roztrzepana, szalona,
nieco infantylna. Czytelniczka może zdecydować którą z nich bardziej lubi, z
którą bardziej się utożsamia. Ja miałam wrażenie, że Mirosława Kareta życzy
sobie, żeby to Sylwia była na pierwszym miejscu. Więcej jest w książce Sylwii
niż Kaśki.
Książka miło mnie zaskoczyła.
Sądzę, że w czasach, kiedy królują „Pamiętniki Wampirów”, serie „Zmierzch” i
„Monster High”, ciężko jest się przebić z historią, w której występują ludzie z
krwi i kości, którzy nie są wampirami, zombie czy wilkołakami. Współczesna
szkoła, życie rodzinne, relacje z przyjaciółmi, stały się zbyt nudne, żeby o
nich pisać. Tak mi się przynajmniej wydaje. I owszem, przyznaję, że ja też
wychowałam się na Harrym Potterze i przeczytałam serię o lśniących, bladych
wampirach i temperamentnych wilkołakach. Jednak w moich wspomnieniach są
również „Zapałka na zakręcie”, „Inna”, „Ten obcy”, „Siedemnastolatek”, ba!
Nawet „Sposób na Alcybiadesa”. Nie wiem, czy teraz dzieciaki, przepraszam –
młodzież, znajduje również czas na tego typu lekturę. Dlatego trzymam kciuki za
Mirosławę Karetę i jej „Raj od kuchni”. Książkę przyjemną, odprężającą,
realistyczną i bardzo prawdziwą. Polecam ją szczególnie tym młodszym ode mnie.
Nie dlatego, że historia nie spodoba się tym starszym (bo, nie ma co ukrywać –
Sylwia i Kaśka żyją w całkiem dorosłym świecie, ale dorosłego podejścia do
świata dopiero się uczą), tylko dlatego, że czytanie jej nie sprawi im takiej
przyjemności, jaką sprawiłoby sięgnięcie po np. kryminał Agathy Christie ;)
Tytuł: Raj od kuchni
Autor: Mirosława Kareta
Data wydania: 2012
Stron: 286
Książkę otrzymałam od serwisu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz