wtorek, 25 grudnia 2012

Osobliwy dom Pani Peregrine



Zawsze byłam dzieckiem strachliwym. Zaczęło się od „Ptaków” pana Hitchcocka. Jako dziewczynka spędzałam Sylwestry z dziadkami i ich telewizorem. Kiedyś, nie pamiętam już w jakich okolicznościach, obejrzałam ten jeden ze słynnych horrorów mistrza grozy. Oczywiście, nie wolno mi było tego zrobić, więc nie przyznałam się do obejrzenia filmu, a co za tym idzie, nikomu nie mogłam powiedzieć, że się boję. Bałam się latających nad blokiem wron i kanarka sąsiadów. Jest taka scena, w której ptaki wydziobują jednej z postaci oczy. Do tej pory mam fobię związaną z oczami – panikuję nawet u okulisty.
To kwestia bogatej wyobraźni – przecież ciemność nigdy nie jest pusta, nie jest tylko ciemnością, zawsze coś tam musi być. Albo ktoś. Stukot w dach w środku nocy nie jest tylko odgłosem domu, ale niechcianym mieszkańcem strychu. Tak, dzisiaj już wiem, co powoduje u mnie strach – filmy. Genialny „Sierociniec”, wywołujące mieszane uczucia „Oczy Julii”, beznadziejni „Udręczeni”.
Rzadko boję się książek. Straszna była dla mnie tylko „E.E.” Olgi Tokarczuk. I teraz ten dom. „Osobliwy dom Pani Peregrine”.

Ostatnio przeczytałam…

... „Osobliwy dom Pani Peregrine” Ransoma Riggsa. Osobliwy dom, o którym opowiada osobliwa książka. Głównym bohaterem powieści jest Jacob – nastolatek. W tym jednym określeniu kryje się wszystko, co można o nim powiedzieć przed jego podróżą na drugi koniec świata – z Ameryki do Anglii. Jacob należy do tych niepopularnych nastolatków – bez przyjaciół, zamkniętych w sobie, wstydzących się rodziców, dorabiających w rodzinnym sklepie. Jacob ma też dziadka – wydaje się, że niespełna rozumu, gawędziarza z tajemniczymi zdjęciami w równie tajemniczej skrzyni. I z kolekcją broni. Dziadek ginie w tragicznych okolicznościach, a Jacob zaczyna mieć problemy ze swoim życiem: ze swoim dniem, swoją nocą, swoimi snami i swoją wyobraźnią. Zatroskani rodzice zgadzają się na podróż Jacoba na walijską wysepkę, na której wychował się dziadek. Tam, według Jacoba stoi osobliwy dom, w którym mieszka opiekunka dziadka i kto wie, może jacyś przyjaciele z dawnych lat. Nic z tego – dom został zbombardowany podczas II wojny światowej. Mimo to Jacob spotyka panią Peregrine i jej osobliwych podopiecznych. Duchy? A może popularne ostatnio żywi zmarli? Nic z tych rzeczy.
Historia przedstawiona w książce napawa niepokojem. Początkowo sądziłam, że osobliwe dzieci to dzieci niepełnosprawne, okaleczone, chore psychicznie, opóźnione w rozwoju. Sądziłam, że książka będzie miała charakter edukacyjny. Potworami, które widzi dziadek Portman, mieli być naziści. To byłoby jednak zbyt proste. Dzieci są osobliwe, bo posiadają magiczne moce. I przez to zostały porzucone, oddane do domu Pani Peregrine, która też nie jest zwykłą opiekunką – swoimi czarami chroni dzieci. A potwory? Cóż, są bardzo prawdziwe.
Ransom Riggs stworzył historię, jakiej jeszcze nie słyszałam. O magii powiedziano już wszystko? Riggs udowadnia, że ma jeszcze wiele do dodania.
Osobliwy dom Pani Peregrine” znalazłam na półce z książkami dla młodzieży. Tak, jakby dorośli nie mieli prawa jej przeczytać. Pozwoliłam sobie złamać kategoryzację wiekową i bardzo się z tego cieszę. Uwielbiam zanurzać się w świecie, który stworzył autor. Mimo tego, że codziennie rano czeka na mnie praca, stabilne (i bardzo dorosłe) życie, to jednak nie przeszkadzało mi to w bieganiu po wyspie z dzieciakami z domu Pani Peregrine.
Riggs porusza kilka istotnych problemów:
1)      Dzieciństwa naznaczonego piętnem wojny.
2)      Porzucenia dzieci przez rodziców.
3)      Tolerancji wobec osób uważanych przez społeczeństwo za inne.
4)      Ideałów zostawionych w spadku przez najbliższych.
5)      Szarej i nudnej egzystencji, w której dziecko staje się silniejsze od dorosłego.
Wyliczyłam, a teraz wyjaśniam. Dziadek Portman był polskim Żydem – cała jego rodzina zginęła podczas wojny. Współczesne dzieciaki niewiele przejmują się przeszłością. I mimo, że Riggs nie poświęca wojnie zbyt dużo tuszu, to pokazuje, że kilka lat, traumatycznych, strasznych, bolesnych, może zniszczyć całe życie.
Porzuceni są osobliwcy – dzieci inne, o tajemniczych zdolnościach. Bardziej uderza jednak porzucenie innych dzieci – dzieci dziadka Portmana, czyli ojca i ciotki Jacoba. Główny bohater słucha opowieści swojego taty o Portmanie, którego nie było, o samotnych świętach, niespełnionych obietnicach. Praca dla dziadka (pomijam kwestię tego, jaka ta praca…) była najważniejsza. Zrobił swoim dzieciom to, co zrobili rodzice jego przyjaciół z domu Pani Peregrine.
Dom pani Peregrine nie jest jedynym miejscem, w którym mieszkają osobliwe dzieci. Ludzie, ze strachu, który wiąże się z brakiem tolerancji, izolują tych innych z dala od swoich szkół, domów, rodzin. Osobliwe dzieci nie są potworami. Potwory istnieją w książce naprawdę i w przenośni – prawdziwe są te, które z którymi walczy dziadek Portman, a inne to te, które izolują odmienność wierząc, że jest zła.
W jednej ze scen opisanych w książce ojciec Jacoba narzeka na swoje życie, boi się porzucenia przez żonę, niedocenienia przez syna. W książce to dziecko jest bardziej dojrzałe od rodzica. Dorosły nie radzi sobie z rzeczywistością, a dziecko decyduje się ją sobie utrudnić.  Riggs zdaje się mówić: to, że jesteś dzieckiem, nie znaczy, że jesteś gorszy, że jesteś mniej przygotowany do odpowiedzialnego życia.
Cała książka jest tak naprawdę o odpowiedzialności. Za kogoś, za to kim się jest i za to, kim powinno się być. To swego rodzaju bajka. Tylko, że nie tylko dla młodzieży. Każdy dorosły powinien ją przeczytać. A niektórzy powinni zrobić to, co na końcu opowieści zrobił Jacob.
Lubicie książki z ilustracjami? Ja bardzo. Ostatnio każda moja wizyta w księgarni, ma swój nowy stały punkt: oglądanie książek dla dzieci. W „Osobliwym domu pani Peregrine” też są ilustracje. A właściwie zdjęcia. I to ich się wystraszyłam. Niektóre są naprawdę upiorne. Święty Mikołaj z bielmem na oczach. Dziecko z twarzą starej kobiety. Śpiący mężczyzna odbijający się w lustrze. Zdjęcia nie zostały umieszczone w książce przypadkiem. Ilustrują historię. Zresztą, z tego co autor napisał w podziękowaniach, można wywnioskować, że to historia została stworzona do zdjęć, a nie odwrotnie. Jest więc zdjęcie potwora, Emmy, pani Peregrine, młodego Portmana.
Autor i osoby, które mu zdjęć użyczyły, znajdowali je w opuszczonych domach, na aukcjach, wyprzedażach garażowych. Tak naprawdę nigdy nie dowiemy się, kogo przedstawiają.
I jeszcze mała prywata – moi dziadkowie też mają swoje kolekcje zdjęć. Z rodziną, znajomymi, ludźmi, którzy jeszcze żyją i których już dawno tu nie ma. Niektóre z tych osób są naprawdę straszne. Pamiętam szczególnie jedno przerażające zdjęcie. W grupie młodych ludzi stoi dziewczyna. Jest brzydka. Okropna. Nie ma w sobie niczego interesującego czy intrygującego. Od razu zwróciłam na nią uwagę. Dziadek tylko się zaśmiał i powiedział, że ona była najbrzydsza w całej wsi. Dzieciaki się jej bały, więc zawsze była wyznaczana do pilnowania cukru, żeby nikt go nie wykradał. To tyle w kwestii prawdziwych historii strasznych zdjęć.

1 komentarz:

  1. Zaciekawiłaś tą książką. Zwłaszcza fotografie.
    P.S. Przejrzałam blog i powinnaś pisać więcej o sobie- te fragmenty są najlepsze!

    OdpowiedzUsuń