Zawsze byłam dzieckiem
strachliwym. Zaczęło się od „Ptaków” pana Hitchcocka. Jako dziewczynka
spędzałam Sylwestry z dziadkami i ich telewizorem. Kiedyś, nie pamiętam już w
jakich okolicznościach, obejrzałam ten jeden ze słynnych horrorów mistrza
grozy. Oczywiście, nie wolno mi było tego zrobić, więc nie przyznałam się do
obejrzenia filmu, a co za tym idzie, nikomu nie mogłam powiedzieć, że się
boję. Bałam się latających nad blokiem wron i kanarka sąsiadów. Jest taka
scena, w której ptaki wydziobują jednej z postaci oczy. Do tej pory mam fobię
związaną z oczami – panikuję nawet u okulisty.
To kwestia bogatej wyobraźni –
przecież ciemność nigdy nie jest pusta, nie jest tylko ciemnością, zawsze coś
tam musi być. Albo ktoś. Stukot w dach w środku nocy nie jest tylko odgłosem
domu, ale niechcianym mieszkańcem strychu. Tak, dzisiaj już wiem, co powoduje u
mnie strach – filmy. Genialny „Sierociniec”, wywołujące mieszane uczucia „Oczy
Julii”, beznadziejni „Udręczeni”.
Rzadko boję się książek. Straszna
była dla mnie tylko „E.E.” Olgi Tokarczuk. I teraz ten dom. „Osobliwy dom Pani
Peregrine”.
Ostatnio przeczytałam…
... „Osobliwy dom Pani Peregrine”
Ransoma Riggsa. Osobliwy dom, o którym opowiada osobliwa książka. Głównym
bohaterem powieści jest Jacob – nastolatek. W tym jednym określeniu kryje się
wszystko, co można o nim powiedzieć przed jego podróżą na drugi koniec świata –
z Ameryki do Anglii. Jacob należy do tych niepopularnych nastolatków – bez
przyjaciół, zamkniętych w sobie, wstydzących się rodziców, dorabiających w
rodzinnym sklepie. Jacob ma też dziadka – wydaje się, że niespełna rozumu,
gawędziarza z tajemniczymi zdjęciami w równie tajemniczej skrzyni. I z kolekcją
broni. Dziadek ginie w tragicznych okolicznościach, a Jacob zaczyna mieć
problemy ze swoim życiem: ze swoim dniem, swoją nocą, swoimi snami i swoją
wyobraźnią. Zatroskani rodzice zgadzają się na podróż Jacoba na walijską
wysepkę, na której wychował się dziadek. Tam, według Jacoba stoi osobliwy dom,
w którym mieszka opiekunka dziadka i kto wie, może jacyś przyjaciele z dawnych
lat. Nic z tego – dom został zbombardowany podczas II wojny światowej. Mimo to
Jacob spotyka panią Peregrine i jej osobliwych podopiecznych. Duchy? A może popularne ostatnio żywi zmarli? Nic z tych rzeczy.
Historia przedstawiona w książce
napawa niepokojem. Początkowo sądziłam, że osobliwe dzieci to dzieci
niepełnosprawne, okaleczone, chore psychicznie, opóźnione w rozwoju. Sądziłam,
że książka będzie miała charakter edukacyjny. Potworami, które widzi dziadek
Portman, mieli być naziści. To byłoby jednak zbyt proste. Dzieci są osobliwe,
bo posiadają magiczne moce. I przez to zostały porzucone, oddane do domu Pani
Peregrine, która też nie jest zwykłą opiekunką – swoimi czarami chroni dzieci.
A potwory? Cóż, są bardzo prawdziwe.
Ransom Riggs stworzył historię,
jakiej jeszcze nie słyszałam. O magii powiedziano już wszystko? Riggs
udowadnia, że ma jeszcze wiele do dodania.
Osobliwy dom Pani Peregrine”
znalazłam na półce z książkami dla młodzieży. Tak, jakby dorośli nie mieli
prawa jej przeczytać. Pozwoliłam sobie złamać kategoryzację wiekową i bardzo
się z tego cieszę. Uwielbiam zanurzać się w świecie, który stworzył autor. Mimo
tego, że codziennie rano czeka na mnie praca, stabilne (i bardzo dorosłe)
życie, to jednak nie przeszkadzało mi to w bieganiu po wyspie z dzieciakami z
domu Pani Peregrine.
Riggs porusza kilka istotnych
problemów:
1) Dzieciństwa
naznaczonego piętnem wojny.
2) Porzucenia
dzieci przez rodziców.
3) Tolerancji
wobec osób uważanych przez społeczeństwo za inne.
4) Ideałów
zostawionych w spadku przez najbliższych.
5) Szarej
i nudnej egzystencji, w której dziecko staje się silniejsze od dorosłego.
Wyliczyłam, a teraz wyjaśniam.
Dziadek Portman był polskim Żydem – cała jego rodzina zginęła podczas wojny.
Współczesne dzieciaki niewiele przejmują się przeszłością. I mimo, że Riggs nie
poświęca wojnie zbyt dużo tuszu, to pokazuje, że kilka lat, traumatycznych,
strasznych, bolesnych, może zniszczyć całe życie.
Porzuceni są osobliwcy – dzieci
inne, o tajemniczych zdolnościach. Bardziej uderza jednak porzucenie innych
dzieci – dzieci dziadka Portmana, czyli ojca i ciotki Jacoba. Główny bohater
słucha opowieści swojego taty o Portmanie, którego nie było, o samotnych
świętach, niespełnionych obietnicach. Praca dla dziadka (pomijam kwestię tego,
jaka ta praca…) była najważniejsza. Zrobił swoim dzieciom to, co zrobili
rodzice jego przyjaciół z domu Pani Peregrine.
Dom pani Peregrine nie jest
jedynym miejscem, w którym mieszkają osobliwe dzieci. Ludzie, ze strachu, który
wiąże się z brakiem tolerancji, izolują tych innych z dala od swoich szkół,
domów, rodzin. Osobliwe dzieci nie są potworami. Potwory istnieją w książce
naprawdę i w przenośni – prawdziwe są te, które z którymi walczy dziadek
Portman, a inne to te, które izolują odmienność wierząc, że jest zła.
W jednej ze scen opisanych w
książce ojciec Jacoba narzeka na swoje życie, boi się porzucenia przez żonę,
niedocenienia przez syna. W książce to dziecko jest bardziej dojrzałe od
rodzica. Dorosły nie radzi sobie z rzeczywistością, a dziecko decyduje się ją
sobie utrudnić. Riggs zdaje się mówić:
to, że jesteś dzieckiem, nie znaczy, że jesteś gorszy, że jesteś mniej
przygotowany do odpowiedzialnego życia.
Cała książka jest tak naprawdę o
odpowiedzialności. Za kogoś, za to kim się jest i za to, kim powinno się być.
To swego rodzaju bajka. Tylko, że nie tylko dla młodzieży. Każdy dorosły
powinien ją przeczytać. A niektórzy powinni zrobić to, co na końcu opowieści
zrobił Jacob.
Lubicie książki z ilustracjami?
Ja bardzo. Ostatnio każda moja wizyta w księgarni, ma swój nowy stały punkt:
oglądanie książek dla dzieci. W „Osobliwym domu pani Peregrine” też są
ilustracje. A właściwie zdjęcia. I to ich się wystraszyłam. Niektóre są
naprawdę upiorne. Święty Mikołaj z bielmem na oczach. Dziecko z twarzą starej
kobiety. Śpiący mężczyzna odbijający się w lustrze. Zdjęcia nie zostały
umieszczone w książce przypadkiem. Ilustrują historię. Zresztą, z tego co autor
napisał w podziękowaniach, można wywnioskować, że to historia została stworzona
do zdjęć, a nie odwrotnie. Jest więc zdjęcie potwora, Emmy, pani Peregrine,
młodego Portmana.
Autor i osoby, które mu zdjęć
użyczyły, znajdowali je w opuszczonych domach, na aukcjach, wyprzedażach
garażowych. Tak naprawdę nigdy nie dowiemy się, kogo przedstawiają.
I jeszcze mała prywata – moi
dziadkowie też mają swoje kolekcje zdjęć. Z rodziną, znajomymi, ludźmi, którzy
jeszcze żyją i których już dawno tu nie ma. Niektóre z tych osób są naprawdę
straszne. Pamiętam szczególnie jedno przerażające zdjęcie. W grupie młodych
ludzi stoi dziewczyna. Jest brzydka. Okropna. Nie ma w sobie niczego
interesującego czy intrygującego. Od razu zwróciłam na nią uwagę. Dziadek tylko
się zaśmiał i powiedział, że ona była najbrzydsza w całej wsi. Dzieciaki się
jej bały, więc zawsze była wyznaczana do pilnowania cukru, żeby nikt go nie
wykradał. To tyle w kwestii prawdziwych historii strasznych zdjęć.
Zaciekawiłaś tą książką. Zwłaszcza fotografie.
OdpowiedzUsuńP.S. Przejrzałam blog i powinnaś pisać więcej o sobie- te fragmenty są najlepsze!