środa, 21 stycznia 2015

Niewinność zagubiona w deszczu

Elementy zaskoczenia w codziennym życiu. Autobus przyjeżdżający o czasie. Pani przytrzymująca windę dla biegnących do niej osób. Naczynia pozmywane przez osobę, która tego nie robi. Wreszcie - przychodząca nie wiadomo skąd - miłość.
Tak, wszystkie opowieści są prawdziwe. Oparte na faktach. Najbardziej autentycznych z autentycznych. Oczywiście ostatnia jest moją ulubioną.
Elementem zaskoczenia od kilku dni jest również to, że nagle blog, który już nawet nie ledwo dyszał, a leżał martwy na cmentarzysku moich zapomnianych myśli i spraw, zaczął wzbudzać zainteresowanie. Codziennie pojawiały się dwie, trzy odsłony, ba, jednego dnia było ich nawet dziesięć. Zachęcona tymi zwiastunami szybkiego sukcesu i perspektywą wzrastania wartości moich opinii, postanowiłam umieścić recenzję. I to nie byle jaką. Dobra, bardziej nie o byle czym (trochę skromności na początek). O miłości właśnie. Zakazanej, nagłej, namiętnej i grzesznej. Któż z nas tego nie przeżył? Chociażby w myślach. W snach. W pragnieniach. W prozie erotycznej marnej jakości pisanej po kryjomu kiedy cały dom już śpi. Tak, miłość jest piękna. A Hiszpanie wiedzą o tym najlepiej. Mmm Mendoza na rozgrzanie tego zimnego, mglistego, styczniowego, tajemniczego, środowego, wiele obiecującego poranka. Muszę przemyśleć swoje umiłowanie do przymiotników. Tym perspektywicznym akcentem zapraszam do recenzji...

"Niewinności zagubionej w deszczu" autorstwa barcelończyka z krwi i kości i sposobu myślenia, Eduarda Mendozy.




Grzech to sprawa indywidualna. Dlatego w tej historii miłości zakonnicy do bogatego właściciela ziemskiego, nie widzę nic zdrożnego. Ta historia to typowy Mendoza. Ze swoim przewrotnym postrzeganiem rzeczywistości, wartkim i energicznym językiem oraz kusicielską historią w tle. oto mamy przed sobą ambitną zakonnicę - siostrę Consuelo, która potrzebuje funduszy na wybudowanie domu opieki dla osób starszych. Owych funduszy szuka u najbogatszego człowieka w okolicy - don Augusta. Ona - anioł. On - szatan. Można przewidzieć jak zakończy się ta znajomość. Grzechem. Ale czy miłość, nawet w sytuacji, w której przysięgało się niewinność do końca życia, jest grzechem? Czy grzechem byłoby nie skorzystanie z okazji? Nie pójście za głosem serca? Kibicowałam siostrze Consuelo. Przyznam, że bardziej w zejściu z obranej przez nią drogi życiowej niż w powrocie na nią.
Mendoza puszcza do nas oko. Dobro i zło nie istnieją. Istnieją ludzie, którzy interpretują czyny według własnego uznania. I tutaj dochodzimy do trzeciej kluczowej postaci historii Mendozy. Rozbójnik, niczym Robin Hood grabiący okoliczne banki, okolicznych bogaczy i okolicznych możnych, jako jedyny nie popełnia grzechu. Świadomie wybrał takie, a nie inne życie, nie zbacza ze swojej ścieżki, nie zmienia się. Pomaga słabszym i poświęca się dla innych. To on jest prawdziwym aniołem, a nie dobroduszna siostra Consuelo czy bogaty i dobrze przez wszystkich oceniany, don Augusto. Tych dwoje to zwykli ludzie. Rozbójnik jest posłańcem niebios.
Zaznaczam, że jak Mendoza puścił do mnie oko, to postanowiłam (i zdania dotrzymałam) nie pozostać mu dłużna.


1 komentarz:

  1. Ciekawa tematyka. Chyba muszę się rozglądnąć za książką ;)
    Zapraszam do siebie,
    http://worldofbookss.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń