Moje pierwsze spotkanie z Zygmuntem
Miłoszewskim było, jak zawsze kiedy trafiam na coś wyjątkowego, przypadkowe.
Dostałam newsletter z wydawnictwa, że spotkanie, że pisarz, że tu i tu, że
będzie siedział i że zapraszają. To poszłam. Efekty spotkania z 2011 roku w
warszawskim Skwerze Hoovera są takie, że na mojej półce można znaleźć wszystkie
książki Miłoszewskiego.
Później, parę lat później, uczestniczyłam w grze literackiej, która polegała na budowaniu na żywo kryminalnej historii. Teraz wydaje się to być nie do pomyślenia. Bo autor „Gniewu” jest teraz pisarzem bardzo zajętym. I bardzo dobrze. Zasłużył.
Później, parę lat później, uczestniczyłam w grze literackiej, która polegała na budowaniu na żywo kryminalnej historii. Teraz wydaje się to być nie do pomyślenia. Bo autor „Gniewu” jest teraz pisarzem bardzo zajętym. I bardzo dobrze. Zasłużył.
Nadmienię (słowo vintage, serio), że dzisiaj jest jeden z najlepszych dni w całym tygodniu. Tak, proszę Państwa, poniedziałek. Poniedziałki nie są takie złe. Człowiek wraca do pracy wypoczęty, po weekendzie. Stęsknił się za komputerkiem, kolegami (w moim przypadku grafikami), ploteczkami. Może wreszcie zająć się czymś produktywnym. Pracować ku chwale firmy. Wyrabiać PKB. Sama przyjemność. A żeby przyjemność była jeszcze większa, to serwuję dziś recenzję, może nie przyjemnej, ale bardzo dobrej książki. Bardzo, bardzo dobrej książki. Bardzo dobrej, bardzo. Bez ironii. A to u mnie niespotykane. Ale pracuję nad sobą. Pracuję. I coraz lepiej mi idzie.
Oto „Gniew” Zygmunta Miłoszewskiego! Kto jeszcze nie ma w domu na
półce, niech pędzi do księgarni i nabędzie egzemplarz drogą kupna. Gwarantuję,
że dzięki niej nie tylko poniedziałek będzie dobry.
Jeśli ktoś chciałby
scharakteryzować człowieka za pomocą koloru, to Teodor Szacki byłby szary. Nosi szare
garnitury, krawaty, koszule. Oczywiście każda z tych rzeczy jest w innym
odcieniu szarości. Żeby każda z nich była doskonale widoczna. Nie sposób nie
wspomnieć, że szare są również włosy Szackiego. Przedwcześnie posiwiał. Zapewne
dlatego, że martwił się zbytnio swoją pracą. Najpierw tą w Warszawie, później
sprawą w Sandomierzu, a teraz tym całym zamieszaniem w Olsztynie. Teodor Szacki
jest bowiem szeryfem. Lokalnym strażnikiem sprawiedliwości.
Ostatnia część trylogii dzieje
się w mieście otoczonym jedenastoma jeziorami. Cisza, spokój. Wilgoć,
reumatyzm. Złoczyńcy sami zgłaszają się na policję i przyznają do winy. Nuda,
panie. Szacki też tak uważa. Tymczasem, nagle i niespodziewanie oczywiście,
dzielny prokurator dostaje sprawę Niemca, który okazuje się być jednak
Polakiem, tutejszym, żyjącym do niedawna z żoną i synkiem na wsi pod Olsztynem.
Robi się ciekawie. Właściwie nie powinnam nawet użyć sformułowania „robi się”,
bo to nieprawda. Ciekawie jest od pierwszej do ostatniej strony. Ciekawie jest
w każdym rozdziale i w każdym wstępie do rozdziału. Jak ten człowiek pisze!
Może się schować miłośnik Agathy Christie. Może się schować miłośnik Charlotte
Link. Może się też schować miłośnik Stiega Larssona. Może się też schować
miłośnik wszystkich innych twórców kryminałów. Twórcy niech się nie chowają, bo
szkoda by było. Miłoszewski w mojej ocenie wyrósł na pisarza idealnego.
Wymienię, w punktach, elementy idealne w „Gniewie”:
·
Intryga – Miłoszewski wie o czym pisze. Jego
historia jest ciekawa, prawdopodobna i hipnotyzująca.
·
Postaci – począwszy od Szackiego, poprzez Helę,
Frankensteina, Bieruta, ofiarę, jej rodzinę, psychologa dziecięcego – wszyscy oni
są postaciami z krwi i kości, a nie tylko z atramentu i papieru
·
Sceny i dialogi – w tej książce nie pada ani
jedno niepotrzebne słowo, nie ma ani jednej niepotrzebnej sytuacji. Każdy wątek
jest w „Gniewie” pociągnięty do końca.
Fabuła książki toczy się wokół
sprawy szkieletu znalezionego w podziemiach pomiędzy szpitalem a akademikiem. W
toku śledztwa wychodzi na jaw, że niektóre kości należą do innych ofiar. W toku
śledztwa okazuje się również, że ofiara za życia bynajmniej ofiarą nie była. W
toku śledztwa ważne stają się wątki, które początkowo wydawały się być jedynie
zbiegiem okoliczności.
Miłoszewski w swojej ostatniej książce
opowiada o karze. I porusza bardzo ciekawą kwestię – czy sprawcy przemocy
domowej zasługują na samosąd? Kiedy słyszy się o dzieciach pobitych do
nieprzytomności. Żonach z podbitymi oczami. Żonach, którym codziennie wmawiana
jest beznadzieja, lenistwo, brzydota i głupota. Sąd sądem, ale wiadomo gdzie
powinna leżeć sprawiedliwość. A nie zawsze tak jest.
Czy komukolwiek będzie żal
człowieka, który przez lata gnębił swoją
żonę? Czy ktoś się zlituje nad katem, z którym robi się dokładnie to, co on
robił swojej ofierze? Kiedy będą mu wybijali zęby, łamali palce, obijali brzuch
i plecy?
Pamiętam, że kiedyś Miłoszewski
chciał, aby każda z części o Teodorze Szackim poruszała inne budzące w Polsce
kontrowersje. Pierwsza część miała być o pozostałościach systemu komunistycznego.
Druga o polsko – żydowskich stereotypach, a trzecia o stosunkach polsko –
niemieckich. Nie była. Trochę szkoda, ale jednak „Gniew” wyszedł Miłoszewskiemu
tak dobrze, że nie można mieć żalu o niezrealizowanie początkowych założeń.
Jestem ciekawa co teraz wymyśli
Miłoszewski. Jaką postać stworzy, czym i kim zaskoczy. Ma chyba trudne do
wykonania zadanie. Nie tylko dlatego, że znalazł się na świeczniku, zdobywa
nagrody, słyszy o nim coraz więcej ludzi, nie tylko w Polsce. Przede wszystkim
dlatego, że stworzył postać tak realistyczną, że kiedy siedziałam w kinie na „Ziarnie
prawdy” nie widziałam na ekranie Teodora Szackiego, tylko Więckiewicza, który
Szackiego zagrał. Tak, jak wcześniej zagrał Lecha Wałęsę. I jak tak patrzyłam,
to w mojej głowie kłębiło się pytanie: „Co myślisz Teo? Więckiewicz daje radę?”.
Szacki to postać literacka, która stała się osobą. Więc nie bardzo rozumiem
dlaczego on nie mógł zagrać w filmie o sobie samym ;)
P.S.
Będę tęsknić Teo.
Mam tę książkę, ale nie mam czasu się za nią zabrać :(
OdpowiedzUsuń