środa, 4 lutego 2015

W domu innego

O wojnie chciałabym czytać tylko w książkach.

"W domu innego" RhidianBrook



Polacy, a może ludzie ogólnie, mają tendencję do stereotypowego myślenia. Myślę tutaj o postrzeganiu innych narodów. Chociaż nie. Może to się zmienia. Jednak nadal. Niemiec wywołał wojnę. To prawda i z roku 1946 i z 2014. "Dobry Niemiec to martwy Niemiec". Ta prawda nie jest już taka oczywista. Ani w 1946, a tym bardziej w 2014.
W 1946 roku było już po wojnie. Hm, kolejna prawda nieoczywista. A szczególnie dla tych, którzy w tamtym roku musieli z Anglii przenieść się do Niemiec. Żeby ratować tych, którzy chcieli zagrabić całą Europę, a teraz nie radzą sobie z niczym. Z nakarmieniem swoich obywateli. Z łączeniem rodzin. Z zapewnieniem pracy. Ze smrodem. Z próchnicą. Tak, wtedy też trwała wojna. Między poszczególnymi ludźmi, ale też w środku każdej osoby. Bo jak pogodzić się z tym, że teraz trzeba lubić tych, którzy jeszcze tak niedawno pragnęli mojej krzywdy?
Nie potrafię patrzeć na tę książkę jako na całość. Jako na twór z początkiem, rozwinięciem i końcem. Przed oczami widzę obrazy. Widzę, jak małemu chłopcu, po tym jak ugryzł kostkę cukru, wypada ząb przeżarty przez próchnicę. Widzę, jak nastolatek rusza się w opętańczym tańcu. Jak spada wazon z fortepianu. Widzę też grupę mężczyzn i kobietę siedzących przy stole, pijących wódkę i opowiadających sobie co by było gdyby nie wojna. I ta scena, mimo że nie ma w niej tych najważniejszych bohaterów, zabolała mnie najbardziej. Bo jeden z mężczyzn mówi, że gdyby nie wojna, nie poznałby swojej żony. Spędziłby życie z kobietą, którą kochał, ale która musiała zginąć, bo była Źydówką.
Ta książka niesie ze sobą takie właśnie przesłanie. Wojna nie zabija ludzi. Ona zabija miłość. Miłość żony do męża, córki do ojca.
Oczywiście w opowieści Brooka jest więcej, dużo więcej. Jest przede wszystkim problem wzajemnych relacji i przechodzenia od ogółu - nienawiści Angielki do Niemca - do szczegółu - miłości tej samej Angielki, kobiety, która straciła dziecko i uczucia do męża do Niemca, mężczyzny, wdowca opłakującego swoją zabitą żonę i borykającego się z problemem nastoletniej, zbuntowanej córki. 
Jest problem osierocenia, nieszczęścia całego narodu, jest problem całej tej powojennej rzeczywistości. 
W tej książce jest jeszcze ktoś. Ma na imię Ozi i musi radzić sobie w życiu. Stracił mamę, ojca, stracił brata. I na koniec traci swojego przyjaciela - dobrego Angola.To on stracił też zęba. Ostatnie zdanie może brzmieć śmiesznie, ale wcale nie ma takie być. Bo scena z zębem zaskakuje i przeraża jednocześnie. 
Wcale nie podoba mi się to, że ta książka jest taka filmowa, że ktoś już coś tam kręci.To jedna z tych historii, które powinny zostać w umyśle czytelnika, a do umysłu tego, który nawet zdania z książki nie przeczytał, żaden obraz z filmu nie powinien trafić. Bohaterowie książki, choć zmyśleni, powinni mieć prawo do intymności. Takiej intymności, która rodzi się między czytelnikiem, a bohaterem książki. Brook stworzył opowieść niezwykle delikatną, z historią, którą nie sposób jednoznacznie ocenić. Moja pamięć płata mi figle i choć czytam już inną książkę, to czasami staje mi przed oczami ten ząb, ten wazon, ten człowiek, który dzięki wojnie poznał swoją żonę.
To jest tak, że każdy z tej historii wybierze coś dla siebie. Coś, co przez miesiące będzie pojawiało się przed oczami. Tak niespodziewanie.

1 komentarz:

  1. Ciekawe, a ponoć badania mówią, że to właśnie w czasie wojny były najniższe wskaźniki próchnicy u dzieci, ze względu na braki w cukrze i słodyczach :) Intrygujące, do książki przymierzam się już od dłuższego czasu, teraz zdecydowanie czas na lekturę :)
    Pozdrawiam Edytka

    OdpowiedzUsuń