poniedziałek, 9 marca 2015

Dyskretny bohater



Za oknami czuć już wiosenny smrodek. Ciepłego powietrza wymieszanego z zapachem spalin. Ciepłego powietrza wymieszanego z zapachem psich kup. Ciepłego powietrza wymieszanego z zapachem lżejszych płaszczy wyciągniętych z głębin wersalek. Smrodek. Smrodek, którego nie było czuć zimą, bo ludzie nie otwierali okien. A przecież okna otwiera się nie po to, żeby czuć smrodek, a żeby czuć zapach. Zapach świeżego powietrza. Nieco poufale powiem, że Mario Vargas Llosa również powinien otworzyć okno. Ba, może i niejedno! Najlepiej wszystkie, żeby zrobić przeciąg. Wtedy mogłyby się stać dwie rzeczy. Po pierwsze nastąpiłoby przewietrzenie umysłu. Po drugie, może by coś do umysłu ciekawego wpadło. Niestety, podejrzewam, że okna pozostały zamknięte. Przynajmniej przy okazji pisania powieści "Dyskretny bohater". 
Ja lubię zapachy pór roku. Najbardziej chyba jesieni. Pachnie deszczem, kasztanami, liśćmi. Kiedyś, nie tak dawno właściwie, jak jeszcze mieszkałam w pięknym warszawskim Wawrze, gdzie co prawda nie ma kanalizacji, ale jest las, po zapachu potrafiłam powiedzieć, kiedy nadejdzie jesień, kiedy zima, wiosna, a kiedy lato. Póki co, powietrze naprawdę pachnie wiosną. Za kilka dni będzie można czytać na ławkach książki. Na tych nielicznych ławkach, do których nie dobrały się jeszcze spółdzielnie mieszkaniowe dziko walczące o ład i porządek na świecie. Kto więc może, niech zawczasu znajdzie sobie ławkę, na której będzie mógł czytać "Dyskretnego bohatera". Może z przewietrzonym umysłem odkryje kim jest tytułowa postać. Ja niestety pozostanę w tej kwestii ignorantką. Pewnie dlatego, że czytałam przy zamkniętych oknach. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że kiedy ostatniego Vargasa Llosę czytałam, na dworze czuć było zimę. 

Oto Mario Vargas Llosa i jego "Dyskretny bohater". Tak dyskretny, że go nie znalazłam.

Mario Vargas Llosa może wszystko. Przecież jest Noblistą. A tym wolno więcej. Ale kiedy pisał „Dyskretnego bohatera” pozwolił sobie na zbyt wiele. Pozwolił sobie na rozprężenie. Na literackie lenistwo. Jestem krytyczna? Na pewno. Czy mam do tego prawo? Śmiem twierdzić, że tak. Moje prawo wynika z umiłowania twórczości Vargasa Llosy. Kocham jego przekorną „Ciotkę Julię i skrybę”. Uwielbiam mrocznego „Litumę w Andach”. Z wypiekami na twarzy czytam „Pochwałę macochy”. Tak, ja i pan noblista znamy się całkiem nieźle. Znaczy ja go znam, on mnie widział raz w życiu na spotkaniu autorskim, ale prawie na pewno mnie nie pamięta. Powiem inaczej: ja i twórczość pana noblisty znamy się całkiem nieźle. To jest wyrażenie bliższe prawdy. 
W „Dyskretnym bohaterze” spotykamy się z dwoma typami bohaterów. Z jednej strony mamy don Rigoberta, done Lukrecję, Fonsita oraz Litumę – postaci dobrze znane z poprzednich książek pisarza. Z drugiej pojawiają się Felicito Yanaque – zaradny przedsiębiorca nękany przez tajemniczego szantażystę, Ismael Carrera – bogacz, który u schyłku życia postanawia ożenić się ze swoją służącą Armidą oraz tajemniczy mężczyzna, który prześladuje Fonsita i zdaje się znać szczegóły życia jego ojca Rigoberta i macochy – Lukrecji.
Llosa przeskakuje w swojej opowieści z jednej części Peru do drugiej, udowadniając, że małe i wielkie tragedie dotykają wszystkich, bez względu na wiek, płeć, status społeczny. Wielkie i małe tragedie dotyczą, jak to u Llosy, miłości, seksu, zakochania i zemsty. 
To, co mi najbardziej przeszkadzało w powieści, to wielowątkowość, dla której nie mogę znaleźć uzasadnienia. Lepiej byłoby gdyby zamiast jednej powieści, powstało kilka opowiadań. Co prawda wszyscy bohaterowie w pewnym momencie spotykają się, poznają i rozmawiają, ale mimo wszystko te sceny pozostawiły we mnie niemiłe uczucie zagubienia. Pozostawiły mnie również z pytaniem: „po co?”.
Czytelnik nie dowiaduje się kim jest tytułowy dyskretny bohater, a co za tym idzie jakie zadanie postawił przed nim autor. Może bohater jest na tyle dyskretny, że w ogóle nie chciał pojawić się na kartach powieści?
Moja recenzja może wydać się nieco negatywna. Jeśli mam negatywną opinię o książce, to tylko dlatego, że inne powieści Vargasa Llosy są bardziej spójne, bardziej ciekawe, bardziej intrygujące, bardziej wciągające. Są po prostu: bardziej. Tym, co przede wszystkim sprawia, że i tak uznaję tę książkę za godną polecenia, jest przesłanie. Życie powinno być pasją każdego człowieka. Prawda, że piękne?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz